Recenzja: samoopalacz w musie Vita Liberata

22:01


Uwielbiam zdrowo wyglądającą, delikatnie muśniętą słońcem skórę. Mój typ karnacji jest tego wielkim sprzymierzeńcem; opaleniznę chwytam bardzo szybko, a zarazem dość długotrwale. Aby na dłużej zachować złocisty koloryt, korzystając z solarium (oczywiście, w granicach zdrowego rozsądku) często wspomagam się kosmetykami o zawartości składników pogłębiających opaleniznę. Samoopalacze? Do tej pory byłam wierna swojemu faworytowi w postaci olejku, który ratował mnie w sytuacjach awaryjnych.

Lubię być na bieżąco z nowinkami - nie mogło też być inaczej, gdy na polski rynek weszły kosmetyki Vita Liberata. Czy pierwszy z kosmetyków, samoopalający mus z serii Fabulous podbił moje serce?


Producent mówi o nim..

Niezwykle lekka formuła musu nadaje naturalną złotą opaleniznę bez smug i zacieków. Moisture Locking System z ekstraktem z winogron oraz aloesu intensywnie i długotrwale nawilża skórę zaś technologia Odour Remove sprawia, że preparat pozbawiony jest przykrego zapachu. Organiczne składniki powodują, że kolor zanika w równomierny sposób, zupełnie jak naturalna opalenizna.


Mój wybór padł na kolor medium - adekwatny do koloru wyjściowego mojej skóry. Za kwotę około stu dziesięciu złotych otrzymujemy sto mililitrów produktu umieszczonego w klasycznej, plastikowej butli z pompką pianotwórczą.



Dozownik jest stabilny, nie sposób go zepsuć - nawet przy upadku z dużej wysokości wprost na kafelki. Dwukrotna porcja wystarcza na pokrycie jednej partii ciała (łydki i stopy / uda i pośladki / ręce i dłonie / brzuch i dekolt / twarz i szyja) - czysta matematyka wykazuje, że do przeprowadzenia zabiegu brązującego w zupełności starcza ok. dziesięciu pompek preparatu. 


Bardzo pomocnym wspomagaczem w rozprowadzaniu samoopalacza okazała się rękawica tej samej firmy. Przeprowadzone dwa testy - pierwszy raz przy użyciu dłoni, drugi raz za pomocą wyżej pokazanego akcesorium - pozwala mi wygłosić jednoznaczną opinię.. Rękawica zostaje ze mną na dłużej! Dlaczego? Oprócz oszczędności kosmetyku i równomiernie opalonej skóry istotny jest dla mnie również aspekt czystych, nie pofarbowanych dłoni - szczególnie w przypadku gdy..


.. pianka okazała się ciemnobrązowa! Było to dla mnie dużym zaskoczeniem - szczególnie w momencie zakończenia zabiegu, gdy wnętrze moich dłoni nie odbiegało kolorem od wyżej pokazanego koloru czekolady ;-) Składam pokłony w imieniu tych pań, którym sprawienie sobie jednolicie opalonej skóry było wyzwaniem - dzięki temu prostemu patentowi doskonale wiadomo, które miejsca zostały ominięte. Składam pokłony również w imieniu kobiet, których zapach samoopalacza jest nie do przejścia; ten, w przeciwieństwie do wielu swoich konkurentów nie uwalnia go w zupełności - zarówno w trakcie aplikacji, jak i również na skórze.



Zaintrygował mnie skład - rzecz, na którą w tym przypadku należy zwrócić szczególną uwagę. Już na pierwszym miejscu znajdziemy tutaj sok z liści aloesu, znany ze swoich nawilżających właściwości. Tuż za nim między innymi ekstrakt z melona, winogron, miłorzębu, morszczynu, liczi, malin oraz lukrecji a także kwas hialuronowy i hydrolizat jedwabiu. Przyznajcie - taki miks potrafi zrobić wrażenie!

Choć początkowe zmagania były nieco toporne (głównie za sprawą aplikacji bez specjalnej rękawicy), polubiłam ten produkt - błyskawicznie, acz stopniowo - w zależności od ilości zabiegów - nadaje skórze opalony odcień, równocześnie ją odżywiając. Zmywa się po około tygodniu, bardzo równomiernie, nie pozostawiając plam i nierówności. W zupełności wystarcza mi, aby okazjonalnie podkreślić opaleniznę - a ta wygląda na bardzo zdrową, przypominającą uzyskaną za pomocą promieni słonecznych, owianych delikatną bryzą.. Jestem bardzo zadowolona z efektów - z przyjemnością pozostanie na mojej łazienkowej półce.

Zdjęcia wykonane przy pomocy lampy pierścieniowej 40W (!!)

Drogie Panie, czy lubicie skórę muśniętą słońcem w tubce? Czy korzystacie często z jego uroków?

Może Ci się spodobać

11 komentarze | COMMENTS

  1. Ja tam jestem bladziuchem i chyba już przy tym zostanę. Nie jestem jakoś dobrze nastawiona do takich produktów. Może dlatego, że jeszcze nie trafiłam na dobry?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten, o którym mowa w poście z pewnością do nich należy. To musi być miłość.. i to nie platoniczna ;-)

      Usuń
  2. Cudna skóra :) Ja za bardzo kocham peelingi by często używać takie produkty :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja również, dlatego z pomocy samoopalacza korzystam raz na tydzień, maksymalnie dwa ;)

      Usuń
  3. kurcze mam od nich samoopalacz, ale jeszcze nie próbowałam, muszę się za niego zabrać w tym roku :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Pianka jest świetna, ale maska na noc do twarzy zupełnie podbiła moje serducho <3

    OdpowiedzUsuń
  5. super , piękne opalone ciało, dzięki produktom vita liberata ja też mimo, że nie mam czasu wylegiwać się latem na słońcu mam "opaloną" skórę :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Bardzo ładny efekt daje ta pianka :)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za odwiedziny. Jestem szczerze zainteresowana tym, co macie do powiedzenia. Każdy komentarz czytam oraz staram się odpowiedzieć. Zostań ze mną dłużej, dodając do Obserwowanych! :)

Z ogromną chęcią odwiedzam Wasze blogi, których obserwowanie sprawia mi przyjemność. Nie mam nic przeciwko linkom do Waszych blogów, jednak to nie miejsce na nachalną reklamę. Szanujmy pracę innych.